Mam ogromne szczęście – mówi Jaś Lisiecki
Młody pianista, o którym głośno w świecie, zagra ponownie w Olsztynie po dwóch latach od pierwszej wizyty. Urodził się w rodzinie polskiej w Kanadzie, koncertuje od dziewiątego roku życia w najbardziej prestiżowych miejscach, zbierając entuzjastyczne opinie.
W Twoim życiu bez przerwy sporo się dzieje, ale zapytam o te ostatnie lata: jakie wydarzenia uznałbyś za najistotniejsze dla swojej kariery?
Na tak zwaną karierę w dalszym ciągu zupełnie nie zwracam uwagi. Sukces to przecież tylko iluzja. Mam ogromne szczęście, że jestem zdrowy, kochany przez rodziców, otrzymuję dużo zaproszeń, więcej niż mogę przyjąć. Gram teraz w największych salach świata, w Teatro Colon w Argentynie, w Filharmonii Berlińskiej, w Carnegie Hall, z najlepszymi orkiestrami i dyrygentami. Super, bardzo fajnie, ale nie to jest dla mnie najważniejsze. Najbardziej cieszy mnie to, że w dalszym ciągu uczę się i że muzyka daje mi coraz większą radość. Każdy, dokładnie każdy koncert jest dla mnie bardzo ważny, bo skoro ludzie poświęcają mi swój czas, to moim obowiązkiem jest zapewnić im miły wieczór. A najbardziej cennym wspomnieniem jest uwaga, jaką poświęcił mi Claudio Abbado, pod którego batutą w marcu 2013 roku w Bolonii grałem IV Koncert Beethovena w zastępstwie za Marthę Argerich. To była dla mnie najpiękniejsza i najważniejsza lekcja.
Niedawno zmarł, niestety. Artysta wielkiej miary. A Tobie udało się jeszcze z nim pracować. Jak wyglądały próby, jakie były uwagi czy rady Mistrza? I jak w ogóle doszło do tego zastępstwa za Martę Argerich?
Martha Argerich nie mogła zagrać z powodów osobistych. Koncert miał odbyć się w Bolonii. Ja byłem po innych koncertach w Europie z chwilową wizytą u Babci i Dziadka w Gdańsku. Decyzję musiałem podjąć w ciągu godziny. Nie miałem ze sobą partytury, nie grałem tego koncertu Beethovena od kilku miesięcy, do tego w Gdańsku zaczęła się burza śnieżna i odwołano wszystkie loty oprócz jednego. Tym jedynym samolotem udało mi się wylecieć, dotarłem do Bolonii – a już po czterech godzinach snu miałem pierwszą próbę. Dalej poszło już bardzo prosto: nie było żadnych rad ze strony Maestro Abaddo, tylko jego ogromna serdeczność – i po kilku nutach wszystko stało się oczywiste i jasne. A po koncercie wynikła sytuacja niezwykła dla mnie: przeważnie gram tylko jeden bis, tymczasem Maestro chciał kolejny, a potem jeszcze jeden. W sumie grałem trzy bisy na jego wyraźne życzenie. A potem zaprosił mnie do kolejnej współpracy. Chciał, żebym zagrał z nim koncert fortepianowy Brahmsa. Niestety, odszedł, zanim mogłem jego prośbę zrealizować.
W programie olsztyńskiego koncertu umieściłeś tym razem potężną porcję muzyki Schumanna: Koncert fortepianowy oraz dwa krótsze utwory na fortepian z orkiestrą: opus 92 i opus 134.
Ten program znajdzie się na mojej kolejnej płycie, którą będę nagrywał we wrześniu 2015 roku dla DG w Rzymie. Koncert w Olsztynie jest więc przygotowaniem do nagrania, za co jestem ogromnie wdzięczny Maestro Sułkowskiemu, olsztyńskiej orkiestrze i wrażliwej, wspaniałej publiczności olsztyńskiej.
A nagrywał będę z orkiestrą Santa Cecilia i z Maestro Antonio Pappano. Łączą mnie z nimi nie tylko wspomnienia z BBC Proms, gdzie razem graliśmy Koncert Schumanna, ale też przyjaźń i nadzieja, że dzięki temu nagraniu z nimi będę mógł nauczyć się słuchać i grać lepiej, i mądrzej. Ciekawe, że Koncert fortepianowy Schumanna zazwyczaj jest wydawany na płytach razem z koncertem Griega. To piękne, ale przewidywalne połączenie. Tymczasem istnieją te wspaniałe, mniejsze utwory Schumanna, mało znane i prawie nigdy nie wykonywane. W katalogu DG, mimo że ta wytwórnia nagrywa ponad sto lat, znalazł się tylko jeden z nich. Nagrał go Wilhelm Kempff. Będę więc się starał, żeby mój koncert w Olsztynie dał publiczności okazję posłuchania czegoś nowego, innego niż typowy koncert fortepianowy.
O Twojej poprzedniej płycie dla DG, tej z etiudami Chopina, ktoś napisał – rzecz charakterystyczna – że to „Chopin XXI wieku”. Czy sam odczuwasz, będąc wciąż tak młody, jakąś pokoleniową różnicę w stosunku do pianistów wieku XX? Czy na przykład, słuchając nagrań dawnych sław w repertuarze chopinowskim, nie myślisz: „dziś bym to zagrał inaczej, co innego bym w tej muzyce podkreślił”?
Sądzę, że nie ma Chopina innego, niż zapisał to w nutach. Są różne rozumienia tych zapisów. Osiągnąłem w tym nagraniu dokładnie to, czego szukałem: to nie tylko ćwiczenia techniczne, ale poematy, bo Chopin to zawsze i przede wszystkim piękno i muzyka, a nie popisy na fortepianie. I nie ma dla mnie znaczenia, ile lat mają słuchacze. Staram się, żeby publiczność miała dobry wieczór.
Nie mogę nie zapytać o plany na nadchodzący sezon. Gdzie i co będziesz grał?
Lato jest czasem wielu festiwali, więc będę bardzo zajęty. W lipcu gram w Niemczech na Rheingau Musik Festival, Aspen Musik Festival, na Schlezwig-Holstein Musik Festival, a zaraz potem w Verbier w Szwajcarii i na Bristol Proms; w sierpniu we Francji, w Hiszpanii i na duńskim Tivoli Festival. W ciągu kilku tygodni wykonuję 12 różnych koncertów fortepianowych, w tym wszystkie koncerty Beethovena na festiwalu w Stratfordzie. Do tego mam recitale solo i recitale z wybitnym wiolonczelistą Trulsem Mørkiem, m.in. w Warszawie. We wrześniu: Olsztyn i Łódź, potem Kanada, a pod koniec miesiąca wracam do Europy, do Rzymu, gdzie zaczynam nagranie o którym mówiliśmy. Jest mi też szczególnie miło, że Filharmonia Narodowa w październiku, podczas gdy jej sala będzie zajęta przez eliminacje Konkursu Chopinowskiego, zabiera mnie na swoje tournée po Niemczech, gdzie będzie dyrygował Jacek Kaspszyk.
A my czekamy w Olsztynie.